Tyle ostatnio mówi się o wolności kobiet do podejmowania decyzji, o decydowania o swoim ciele, o nie odbieraniu prawa do decyzji o zakończeniu ciąży, która jest obarczona dużym cierpieniem. Rozumiem i wspieram całym sercem decydowanie, jestem za świadomym podejmowaniem decyzji, ale… no właśnie, cały czas czuję, że w całym tym wrzasku, że w całym tym monologu brakuje dopełnienia tematu. Brakuje głosu kogoś, kto tego doświadczył. Dlaczego jednak tak mało jest głosów kobiet, matek, a także ojców, którzy tego doświadczyli? Myślę, że właśnie ich cisza jest tutaj najbardziej wymowna.
A, co jeśli żałują? A co jeśli scenariusz zakończenia cierpienia w momencie podjęcia decyzji i wykonania zabiegu się nie kończy. A co jeśli powiem Wam, że nigdy się to nie kończy i już nigdy nie będzie tak jak było wcześniej. A życie „po” trzeba zacząć od nowa, na nowo tworząc swoją osobowość w świecie, który tak szybko chce zapomnieć i tak szybko wrócić na dawne tory.
Wszyscy słyszymy o bólu, cierpieniu, rozpaczy, lęku w momencie, kiedy dowiadujemy się o chorobie dziecka, wielu z nas krzyczy, że mamy prawo do swojego ciała. Niektórzy krzyczą, że mordercy, ale do tych odnosić się nie będę wcale, bo wiem, że większość z tych krzyczących w ten sposób nie wie, co krzyczy i nie wie nawet po co to robi. Wierzę, że kiedyś zrozumieją i doświadczą empatii stojąc po stronie życia.
Wracając do tematu, zatrzymujemy się na etapie momentu podjęcia decyzji i tyle. Widzimy to w świetle możliwości jej podjęcia zgodnie z własnym sumieniem. I koniec i zakończenie tematu.
A czy zastanawialiście się, co dzieje się dalej. Co jeśli podjętej decyzji się żałuje. Co jeśli nie traktuje się swojej ciąży, jako zdeformowany płód, tylko jako ukochane, często wyczekiwane dziecko. Bardzo chore dziecko.
Co jeśli podejmujemy decyzję nie o tym, czy zakończyć ciążę uszkodzonego płodu. Tylko czy zakończyć życie swojego dziecka. Bo czy nie mamy prawa do kochania w ten sam sposób dzieci chorych, co zdrowych?
Kiedy jesteś w poczekalni u lekarza i słyszysz wesołe rozmowy na temat koloru ścian w pokoiku i pełnych radości przekomarzań między przyszłym tatą i mamą, że ma to być kolor różowy lub niebieski. A Ty siedzisz i wiesz, że zaraz okaże się znowu coś bardzo trudnego, tak samo jak tydzień, dwa i trzy tygodnie temu, bo wiesz, że już nie może być dobrze. Czy tak, czy siak, nie będzie dobrze. I rozdzierają Cię emocje od środka, kiedy słyszysz od bliskich kolejne bezwartościowe, że przecież będzie dobrze.
A co jeśli płód to nie zlepka komórek, tylko syn, córka.
Pomimo ogromnego bólu nie możesz powstrzymać się, i kupujesz maleńkie body z napisem „I love my mum” w tęsknocie za tym szczęściem, którego nie masz prawa doświadczyć.
Młodzi nie mają szansy tego zrozumieć, obawa przed chorym dzieckiem ich paraliżuje, są na etapie totalnego nie myślenia o dzieciach w ogóle. Krzyczą bo nie rozumieją, trzeba im to wybaczyć.
Rodzice dzieci zdrowych, mówią że nie mogą patrzeć na chore dzieci. Nie wytrzymują nawet, jak ich dziecko płacze kiedy ma zwykłą gorączkę. Na widok chorego dziecka odwracają głowę, bo też nie mogą tego widzieć. Popierają decyzje, bo przeraża ich wizja cierpienia dzieci. Popierają decyzję i chętnie mówią, żeby właśnie tak zrobić.
Tylko rodzice chorych dzieci mogą pozwolić sobie na mówienie o decydowaniu. Oni wiedzą, jak to jest mieć codziennie styczność z chorymi dziećmi. Jednak oni nie wiedzą, jakie są konsekwencje podjęcia tej drugiej decyzji.
Nie jestem ani za, ani przeciw, wiem tylko, że tak mocno żałuję. I jedyne o co chciałbym prosić to świadomość, że podjęcie decyzji nie kończy tej historii. Kiedy dowiadujemy się, że nasze dziecko będzie chore, to możemy spakować do walizki stare życie i wysłać pociągiem bez powrotnego biletu, pożegnać się na zawsze i uświadomić sobie, że tamte życie się skończyło. Czy nam się to podoba, czy nie. W takim świecie się urodziliśmy i im szybciej przyjmiemy to do wiadomości tym będzie nam łatwiej.
Zrozumcie, że podjęcie decyzji o zakończeniu ciąży, czyli wcale nie o decydowaniu o swoim ciele, bo to nie o swoje ciało chodzi, tylko o nowe życie, o życie dziecka, nie kończy się wraz z wyjściem ze szpitala. Miejcie świadomość, że w momencie zakończenia ciąży otrzymujecie możliwość wyprawienia pogrzebu, nadania imienia, przyjęcia roli matki, czy ojca. Nie musicie tego robić, ale chcąc nie chcą dostaniecie taką propozycję, a to już mocno wpłynie na Wasze życie.
Chcąc nie chcąc musicie również urodzić, tego nie da się obejść. Poród jest taki sam, jedynie nie ma na końcu tego wspaniałego płaczu. Kiedy ciąża jest już zaawansowana boli tak samo, choć to w ogóle nie ma znaczenia. Poród, pożegnanie, często pogrzeb i żałoba to Wasze prawo, z którego nie musicie skorzystać ale uwierzcie, że pamięć o zdarzeniu, o dziecku, o cierpieniu i lęku nie minie.
Nie skończy się nigdy.
Zamiast krzyczeć, że to Wasze ciało, pomyślcie, jakie to bolesne jest dla osób, które już tak bardzo pokochały swoje dziecko. Tu nie o ciało chodzi, tylko o bardzo chore dziecko, którego cierpieniu chcemy ulżyć, albo boimy się tak bardzo że to jedyne, co potrafimy zrobić.
Pomyślcie o matkach, które żałują i ojcach, którzy z powagą biorą wszystko na klatę płacząc w samotności i zarzucając sobie, że nie stanęli na wysokości zadania.
Rodzice nie traktujcie osób bez dzieci z wyższością, może oni mają swoje dzieci, może noszą w sercu wielką ranę, lecz w tych tak trudnych czasach nie chcą się przyznać i boją się reakcji otoczenia.
Pomyślcie o tych małych istotach, które zwyczajnie chciałyby być zdrowe, tak samo jak inne dzieci.
Zrozumcie, że to bardzo trudna decyzja, wymagająca zrozumienia, szacunku i pokory, nie przekrzykiwania i obraźliwych haseł.
Nie odwracajcie wzroku na widok rodziców z chorym dzieckiem, uśmiechnijcie się do nich.
Nie mówicie, że będzie dobrze, jeśli nie jesteście w stanie tego sprawić.
Krzyczcie mniej i w ciszy zrozumcie każdą stronę i pamiętajcie, że tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono.
Tekst nadesłany do Centrum eMOCja przez autorkę, która chciała zostać anonimowa.
Fot. pixabay.com