Zawsze, zanim urodzi się dziecko, rodzice bawią się w taką grę-wymyślanie imion, które będzie najbardziej pasowało do istotki, która za chwilę pojawi się na świecie. Dorośli lubią bawić się językiem, nazywać różne rzeczy, sprawdzać i określać. No niech im tam-tak mało mają okazji, by zrobić coś kreatywnego;)

Na początku chciałbym Ci powiedzieć, że ostatnio zmieniłem swoje ziemskie imię. Właściwie nie zmieniłem, ale dodano mi nowe. Teraz wszyscy mówią do mnie „aniołku“. Zmieniłem też miejsce stałego pobytu. Jakiś czas temu wróciłem do nieba, skąd przyszedłem.

Zostawiłem na ziemi moich bliskich- mamę, tatę, brata, babcie i dziadka i wiele jeszcze innych osób, z którymi byłem związany lub które tylko wiedziały o moim istnieniu.

Tak naprawdę jednak wcale ich nie zostawiłem, bo przecież to, co jest związane na ziemi, jest też związane w niebie.

Zniknąłem tylko wszystkim z oczu, ale nasze serca będą przecież połączone na zawsze.

Ponieważ jestem dzieckiem, to powiem Wam, że tak jak często mówią dzieci: trochę się cieszę a trochę nie cieszę.

Cieszę się, bo niebo jest piękne: jest wesoło, kolorowo i spokojnie. Mam tu mnóstwo świetlistych przyjaciół. Nie ma cierpienia, więc nie bolą mnie już te wszystkie zabiegi, których musiało doświadczać moje ciało. Ciało jest fajne, ale czasem sprawia kłopoty. Teraz nie mam ciała,więc jestem wolny.

Cały jestem tym, co miałem pod ciałem, w środku-moją maleńką, dzielną duszę.

Dorośli popełniają podstawowy błąd, uważając, że mają ciało, które posiada duszę. Nie pomyślą nawet, że jest dokładnie na odwrót-jesteśmy duszą, która na chwilę posiada ciało.

Chciałem to wyjaśnić na początku, bo wtedy lepiej będziecie mogli zrozumieć, co mam na myśli, pisząc te wszystkie słowa.

Może będziecie zaskoczeni, ale chcę wam powiedzieć, że czuję się dobrze. Odzyskałem wolność. Nie obciążają mnie te wszystkie ziemskie zmartwienia. A przecież to nie były tylko moje zmartwienia. Nosiłem zmartwienia moich rodziców, dziadków, brata, prababci, pradziadka, cioć i wujków. Każdego, z kim byłem w jakiś sposób związany.

Czułem się taki pełny, jakbym przed chwilą zjadł wielką porcję tłustej golonki. 

Nie do końca jeszcze rozumiem, po co ludziom te wszystkie zamartwiania, bo  przecież nikt nie lubi czuć tego ciężaru w brzuchu, prawda…?

Następnym razem, kiedy podejmę z Bogiem decyzję, aby znów zejść na ziemię, będę robił wszystko, żeby zdjąć z ludzi ten wielki ciężar zmartwień. Może zostanę klownem z czerwonym nosem, kto wie? Coś wymyślimy.

Póki co, piszę tę książeczkę. Chciałbym wszystkim, którym wpadła w ręce powiedzieć, żeby już dziś, nie czekając na później, nauczyli się odganiać przykre myśli, nawet, gdy wszystko wydaje się beznadziejne i smutne.

I dziękowali za każdą najdrobniejszą rzecz: smaczne śniadnie, dobre słowo od innych, spokojny sen, przeczytaną książkę, która wpadła im w ręce, wygodne buty, wymarzoną zabawkę, wesoły film, ciepłą kąpiel, wszystko, wszystko…

I nade wszystko za to, że mogliśmy się poznać i pokochać.

Radość jest w nas a nie gdzieś na zewnątrz. I choć czasem zdarzy się, że ktoś Cię rozśmieszy, mama, koleżanka czy brat-to prawdziwą radość możesz dostać tylko od siebie. I nie ma co do tego wątpliwości.

 Dziś, kiedy nie ma mnie już z Wami i mogę patrzeć na Was z góry, widzę dokładnie jak bardzo jest Wam smutno z tego powodu.

Chcę Wam powiedzieć to, co nam, wszystkim maluchom, które bawią się teraz w Niebieskim Przedszkolu, mówi Dobry Bóg: Życie to taka zabawa w chowanego.

Bawisz się, chowasz, ale wciąż jesteś. Chociaż Cię nie widać, jesteś. Im bardziej Cię nie widać, tym bardziej jesteś. Dorośli-zrozumcie to- życie to taka zabawa w chowanego.

To właśnie dlatego trochę się nie cieszę,jak powiedziałem. Ciężko jest się cieszyć, kiedy widzisz smutek tych, których kochasz i którzy kochają Ciebie. Specjalnie nie napisałem w czasie przeszłym, bo tu nie ma czasu. Nikt nie mówi: kochałem moją mamę i tatę. Wszyscy tu wiedzą, że nic nie ginie na zawsze. Dlatego ja wciąż kocham moją mamę,tatę i brata do szaleństwa. I zawsze tak będzie!

No więc jeśli spróbujecie popatrzeć trochę wyżej, niż na wysokość horyzontu ziemi i własnych smutków, zobaczycie i poczujecie, że tak naprawdę smutek nikomu nie przynosi korzyści. Ani Wam na ziemi, ani nam w niebie.

Pan Bóg często powtarza: wszystko dzieje się po coś. Postarajcie się to zrozumieć i zaakceptować a wtedy Wasza dusza odetchnie. A ten swobodny oddech będzie początkiem nowego życia.

Nie odkładajcie tego na później, na jutro czy za miesiąc. Nie mówcie, że musicie przeżyć żałobę, musicie się wysmucić aż do ostatniej kosteczki. Jeśli tego rzeczywiście potrzebujesz, zrób to szybko i bezboleśnie dla mnie i dla siebie. Jakbyś dostawał zastrzyk, raz dwa i po krzyku.

Dbaj o swoje życie tak jak dbałeś o mnie. I kochaj swoje życie tak jak kochałeś mnie. To będzie najlepszy dowód naszej miłości.

Pamiętajcie, że nic nie przemija bezpowrotnie. Nasza miłość będzie trwała wiecznie.

Wiem, czuję to, że bardzo za mną tęsknicie. Kiedy podczas normalnych czynności, wynoszenia śmieci, gotowania obiadu nagle pojawi się w waszej głowie myśl o mnie, od razu macie mokre oczy i opadacie z sił. Zupełnie niepotrzebnie. Robicie dokładnie na opak. Postarajcie się następnym razem zrobić inaczej-ja będę was wspierał i dopingował. Kiedy pojawi się myśl o mnie- uśmiechnijcie się, podziękujcie i pobłogosławcie z miłością to wszystko, co się między nami wydarzyło.

Ludzie mówią-nie ma nic gorszego jak śmierć dziecka. Może z ludzkiej perspektywy tak, bo odchodzi bezbronne, upragnione maleństwo. Ale w niebie nie ma to takiego znaczenia. Mała czy dorosła-zawsze jest to pojedyncza dusza.

I to ta maleńka dusza zdecydowała, że odejdzie w takim a nie innym momencie. I niepotrzebnie znowu próbujecie to oceniać.

Tu, w niebie, nie ma oceniania. Po prostu tak zdecydowała i trzeba to uszanować i ukochać. Nikt nie jest ważny i ważniejszy. Wasze emocje nie są mniej lub bardziej ważne od moich czy kogokolwiek innego, kogo dotknęło to, co się stało.

Gdybyście wiedzieli jak bez sensu jest tak się smucić… Można to zrozumieć dopiero z perspektywy nieba. Jeśli chcecie go dotknąć-musicie odrzucić smutek.

Kiedy ja na Was patrzę-przepełnia mnie wszechogarniająca radość, miłość i wdzięczność. Spróbujcie zrobić tak samo…proszę.

Pamiętacie co mówił Mały Książę: najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Spróbujcie wbić gwoździa z zawiązanymi oczami, albo na przykład-przejść po równoważni. To teraz Wam powiem coś zaskakującego. To jest i tak o wiele prostsze, niż kochać drugiego człowieka nie „za coś“, ale tak „po prostu“, z serca.

Czasem, żeby zobaczyć więcej, trzeba sobie na chwilę zasłonić oczy. I ja jestem taką szarfą, która na chwilę zasłania Wam oczy. I żeby było zabawniej, kiedy ją zdejmiecie, poczujecie taki spokój i radość, jakbyście się obudzili z twardego snu pośrodku dżungli i zaskoczeni, rozglądali się nie wiedząc, gdzie jesteście.

Niedawno przyszła mnie odwiedzić moja prababcia. Ona też opuściła już ziemię. Bardzo się ucieszyłem, kiedy ją zobaczyłem. Zaprowadziła mnie na stary cmentarzyk, żeby mi pokazać napis na nagrobku, który niedawno przeczytała. Prosiła, abym o nim napisał dla tych, którzy zostali na dole:

            Odszedłem-nie czekajcie.

            Nie śpieszcie się-poczekam.

 

I choć jestem mały, wiem, co chciała przez to powiedzieć. A Wy?